sobota, 23 maja 2020

To już trzy lata i tak bardzo smutno...

Smutno mi dzisiaj... To już trzy lata mijają od śmierci Zbyszka Wodeckiego... Jakoś trudno się pogodzić z tym, że nie ma go w śród nas, że nie nagra nowej piosenki, nie udzieli wywiadu, nie zagra koncertu... Ukochany artysta, uwielbiam Jego piosenki, zawsze jak słucham płyt Zbyszka, strasznie się wzruszam. Muzyczny geniusz, kompozytor, wokalista i multiinstrumentalista (człowiek orkiestra), jak ktoś kiedyś powiedział, że gdyby żył w USA, to był by światową gwiazdą, też tak myślę. Pusto bez Niego, nikt tej pustki, nie wypełni (żaden artysta). Zbigniew Wodecki był jeden, niepowtarzalny, nie do podrobienia. Czysta magia po prostu! Jego piosenki sprawiają, że mam ciary na całym ciele, łzy wzruszenia, ogarnia mnie coś niesamowitego, niewyobrażalnego i trudnego do zdefiniowania! Czuję się jakoś piękniej, na chwile odlatuję w inny lepszy świat! Wiadomo, że  Zbyszek posiadał wspaniały warsztat muzyczny, potwierdzony solidnym wykształceniem. No, ale można być wykształconym rzemieślnikiem i być wykształconym geniuszem... Jeden ma to coś, tę iskrę, talent, drugi mimo szkół tego czegoś nie posiada, bo z tym trzeba się urodzić!
 "Nauczmy się żyć obok siebie”, czyli „Razem być”-to hołd oddany wielkiemu artyście, przez jego krakowskich przyjaciół wybitnych wokalistów, muzyków. Jest to troszeczkę inna wersja znanej piosenki Zbyszka, do której słowa napisał Wojciech Kejne, a muzykę oczywiście skomponował Zbigniew Wodecki. Piosenkę przygotowała specjalnie na ten trudny czas Fundacja im. Zbigniewa Wodeckiego, oraz Miasto Kraków. Czytamy pod klipem: "Ten świetnie znany publiczności utwór wydaje się napisany specjalnie na dzisiejsze czasy. Pragniemy, aby przesłanie w nim zwarte towarzyszyło nam zawsze, nie tylko wtedy, gdy jest ciężko.” No właśnie należy dbać o siebie wzajemnie nie tylko w tak trudnym czasie, ale zawsze. Każdego dnia pomagać drugiemu człowiekowi, być życzliwym, dobrym. To przecież takie proste!


 
 
ZBIGNIEW WODECKI WITH MITCH & MITCH / Rzuć to wszystko co złe (live) Wspaniały, ponadczasowy utwór z tekstem krakowskiego poety Leszka Długosza i muzyką oczywiście Zbyszka. Wyśmienita aranżacja Mitch & Mitch orkiestry polskiego radia, oraz niesamowity śpiew chóru. Muzyka na światowym poziomie, a może świat został z tyłu za tą muzyką... Utwór petarda, tyle w nim optymizmu, jak wspaniale widzieć Zbyszka radosnego i co tu dużo pisać w swoim żywiole! A jednak tak trudno mi dzisiaj o uśmiech... Żegnaj Zbyszku, a może nie, przecież pozostały po Tobie cudowne piosenki...

poniedziałek, 18 maja 2020

Nocą...



Trzecia trzydzieści dwie już wtorek właściwie, a ja nie śpię, nocny marek ze mnie, bardzo lubię noc. Cisza, ja z ukochaną muzyką na uszach, książką, albo oglądająca film na laptopie i też ze słuchawkami na uszach, słuchawki to podstawa. Wiem, że to zgroza, niedopuszczalne, że tak się nie powinno robić no ale cóż... 
Słucham genialnego pianisty, kontrowersyjnego artysty, ekscentryka i bardzo kiczowatego showmana, jakim był Liberace. Uwielbiam jak gra, słucha się fantastycznie, uspakaja mnie to i działa kojąco. Świat wiruje, można zamknąć oczy i zatopić się w muzyce, o niczym nie myśląc. Jak by fortepian, na którym gra, śpiewał... A tu możecie przeczytać coś więcej o tym muzyku: Władziu Liberace – najjaśniejsza gwiazda Las Vegas.  Idąc na koncert, spektakl do teatru, potrzebuję oderwania od rzeczywistości, czegoś wzniosłego, pięknego i zarazem bajkowego. Chcę zapomnieć choć na chwilę o problemach dnia codziennego, chcę odpłynąć w świat marzeń, baśni, nierealny, magiczny. Czasem potrzebuję tego jak powietrza, jestem tu i teraz, nic się nie liczy, tylko to co na scenie, ta chwila, o której jeszcze długo po koncercie, przedstawieniu będę myśleć. Na pewno ludzie będący na koncercie Liberace, zapominali o swoich większych, mniejszych problemach... No ja bym z pewnością zapomniała, cała ta kiczowata otoczka, przepych, blichtr okraszone były wspaniałą grą na fortepianie, charyzmą, dowcipem i takim swoistym luzem... Z pewnością o Liberace nie powiemy Co się nie umie, to się do wygląda." On i umiał i dowygladał, stanowił taką niesamowitą mieszankę, barwnego ptaka, który bawi się z publicznością, kocha scenę, czaruje swoją wirtuozerią . A niestety niektórzy dzisiejsi artyści tylko wyglądają... Oczywiście wszystko zależy też od gatunku muzycznego jaki się uprawia, co się chce i ma do przekazania słuchaczom. Ktoś wyjdzie na scenę w połatanych dżinsach i wyciągniętym podkoszulku, jeśli ma coś do powiedzenia i jest prawdziwym w tym co robi, ja to kupuję... Bo artysta powinien być prawdziwy, a Liberace z pewnością był!







niedziela, 17 maja 2020

Nie znoszę niedzieli!

Tak nie znoszę niedzieli, ten dzień tygodnia mógłby dla mnie nie istnieć, a do tego dzisiaj pochmurno i zimno jakoś. Nie wiem, niedziela jest dla mnie zawsze, no przeważnie nieciekawa nudna i smutna... I nie chodzi tu o to, że zaraz poniedziałek i trzeba rano wstać do pracy, bo ja akurat bardzo lubię swoją pracę i chodzę do niej z przyjemnością,. Teraz niestety nie chodzę, taki nieciekawy czas, więc rano nie muszę wstawać. Nie lubię niedzieli i nic na to nie poradzę, tak mam... Przed południem odwiedziła mnie siostra cioteczna, wypiłyśmy kawę, pogadałyśmy i pośmiałyśmy się, było wesoło. Ot takie babsko-siostrzane pogaduchy. Mój kot ma koci katar i cały czas kicha, na szczęście je normalnie i nie jest osowiały, cały czas go obserwuję, ale jeśli jutro nadal będzie kichał, to pewnie bez weterynarza się nie obejdzie... Chyba mi się wzrok pogarsza, słabe okulary, wysilam się by coś przeczytać, mrużę oczy... Czas najwyższy wybrać się do okulisty i jak tylko to będzie możliwe, tak zrobię. Dla poprawienia humoru obejrzałam "Jak utopić doktora Mraczka". Ten film ani przez chwilę nie próbuje być poważny. Mistrzostwo absurdu i swoistego wariactwa nie ma tu sobie równych. Film dla fanów czeskiego kina i humoru. Po czym poznać dobrą komedię po śmiechu rzecz jasna, a ja śmiałam się do łez.

 Pielęgniarka (o tym, że lekarz zarządził przyszycie obciętej nogi wraz z butem, w którym tkwiła): Nie obawia się pan infekcji? 
Lekarz: Jak później umyjemy ręce, to się nam nic nie stanie.



piątek, 15 maja 2020

Rosyjski kochanek-Maria Nurowska

" Leżałam z policzkiem przytulonym do jego piersi. Słyszałam bicie jego serca. Silne, równomierne uderzenia. I moje serce przestawało bić trwożliwie, uspokajało się. To był taki urlop od samotności."
 
Historia miłości pięćdziesięcioletniej kobiety, Polki i młodszego od niej o 20 lat mężczyzny, Rosjanina, historyka Aleksandra, który przebywa w Paryżu na stypendium naukowym. Tam również znajduje się główna bohaterka, która prowadzi wykłady o literaturze polskiej na Sorbonie. Życie Julii nie było usłane różami, najważniejszy był dla niej rozwój intelektualny, zdobywanie kolejnych tytułów naukowych, nie szukała partnera ani innych relacji z ludźmi. Choć ma córkę Ewę to stosunki z nią też nie są najlepsze. Dopiero nieoczekiwana miłość do młodszego mężczyzny, która pojawia się nagle, przewraca jej życie do góry nogami i wyzwala w niej całą paletę uczuć i rozterek. Przeżywa ona pierwszy, wielki i spóźniony romans. Julia zmuszona zostaje do zweryfikowania swoich dotychczasowych wyborów w życiu. Stawia opór uczuciu i własnemu ciału. Przegrywa jednak tę walkę. 
Jestem oczarowana powieścią. Maria Nurowska ma przepiękny styl pisania i potrafi w cudowny sposób oddać uczucia swoich bohaterów. To nie jest zwykły, tani romans, czy powieść erotyczna, tylko głęboka książka o tym, że w każdej chwili naszego życia może pojawić się ktoś, kto całkowicie je zmieni. Że każdy zasługuje na miłość i może w końcu stać się szczęśliwym. Bo przecież nigdy nie jest za późno, aby spotkać miłość swojego życia. Momentami książka bardzo mnie wzruszała i czułam, jak bym tam była w Paryżu blisko bohaterów. Książka nie jest lekka, ale czyta się ją jednym tchem. Momentami jest smutna, gorzka i pełna wątpliwości. Maria Nurowska cudownie opisuje miłość fizyczną, naturalnie, a jakże poetycko. Możemy zachwycać się u autorki pięknym językiem, ciekawym pomysłem i doskonałym warsztatem. Twórczość Pani Nurowskiej pokazuje, że można pisać dla kobiet mądrą, wartościową literaturę, a nie błahe romansidła. Polecam wszystkim kobietom, które oczekują od powieści tzw kobiecej czegoś więcej.

 

 Powieść można wysłuchać w formie audiobooka na YouTube, zamieszczam tylko jedną szóstą część, którą czyta studentka dramaterapii Monika Burzykowska. Świetnie się jej słucha, znakomicie swoim głosem oddaje emocje. Zapraszam do słuchania, ale też na kanał Moniki po inne czytane przez nią książki: Studentka Dramaterapii Londyn

Na zły nastrój najlepsze!


Jak mam chandrę i zły humor, to sobie włączam tę przekomiczną piosenkę i od razu robi mi się lepiej. Genialne, a pani Krysia prima sort Absolutne mistrzostwo świata!!! Klasa sama w sobie! A klasę się ma, a nie miewa, a Zachwatowicz z pewnością ma! A jak ktoś zapyta, co to jest prawdziwa sztuka, powiem, że to jest właśnie to! Nikt inny nie wykona tego lepiej, są tacy artyści, których piosenek nie powinien śpiewać nikt poza nimi samymi i tak też jest z tą piosenką. Istny brylant w śród tanich szkiełek! No cóż młodzi adepci sztuki aktorskiej, czy kabareciarze oglądajcie i uczcie się od najlepszych...
Pani Krystyna kobieta renesansu: historyk sztuki, scenograf, kostiumolog, występowała w słynnej Piwnicy pod Baranami, aktorka filmowa głównie w filmach swojego męża mistrza Andrzeja Wajdy. Cóż mogę jeszcze napisać, cudowna, mądra, ciepła i niebywale inteligentna kobieta, artystka, wspaniały człowiek no uwielbiam!
Jak ktoś napisał pod klipem w komentarzu:   
„Nie dość , że ładna . To jeszcze zdolna - cholera jasna *”
„Poznałem Panią Krysię w roku 2002. Nie wiedziałem, że taka była ładna za młodu. Nie dziwię się Wajdzie - też bym zwariował.”
 A na koniec ciekawostka:  „Jerzy Vetulani profesor konferansjer Piwnicy pod Baranami (1954–1961) tak pisał o swoich czasach w Piwnicy: Był również Miki Obłoński (artysta piwniczny), z którym byliśmy do siebie bardzo podobni. Legenda mówi, że Krysia Zachwatowicz pomyliła się: chciała się umówić ze mną, a umówiła się z Mikim i za niego wyszła za mąż.
Na pianinie akompaniuje Stanisław Radwan 
Występ podczas jubileuszu Piwnicy Pod Baranami w Pieskowej Skale (1966 rok)



 

Gil ptak taki

 W ten poniedziałek było słonecznie, ale mroźno, no mamy w końcu zimę! Pięknie było, szłam sobie do pracy i cykałam aparatem w telefonie zim...