środa, 6 kwietnia 2022

W naszym świecie trzeba walczyć

 

Krystyna Zachwatowicz-Wajdowa – rocznik 1930, członkini Szarych Szeregów, sanitariuszka i łączniczka w powstaniu warszawskim – o wojnie w Ukrainie

(…) Pamiętam początek II wojny bardzo dobrze. Miałam dziewięć lat. Byliśmy w sierpniu na wakacjach nad Bałtykiem, w naszym domku w Jastrzębiej Górze. Normalne wakacje. Mówiło się, że może będzie wojna, ale jednak 1 września był ciosem. I nie pamiętam wcześniej atmosfery strachu, niepokoju…Może rodzice przy dziecku nie rozmawiali o tym? Ale to był jednak cios. Pamiętam głównie syreny, bo zaczęły się od razu naloty. Wyły syreny. Ciągle wyły syreny…
(…) To jest bardzo dziwne. Usiłowałam sobie niedawno przypomnieć, czy ja się w ogóle bałam. Bo „niebanie się” jest dowodem jednak jakiejś głupoty. Ale ja się nie bałam. Tak samo nie pamiętam uczucia strachu w powstaniu. A miałam czternaście lat, więc nie byłam już dzieckiem.
(…) A jak Pani widzi sceny z Charkowa…
… to jest Warszawa właśnie. Można to porównać. Niemcy bombardowali miasto tak samo w 1939 roku. Nie obiekty wojskowe, tylko miasto. Potem tak samo podczas powstania w 1944 roku. No i nie ma porównania tamtego uzbrojenia z bronią współczesną. Na przykład w czasie powstania Niemcy mieli działo, które stało pod Warszawą i z niego wyrzucali co siedem minut jeden pocisk. Taki pocisk mógł od razu zburzyć pięciopiętrową kamienicę. Tylko że jak uderzyli, to wiadomo było, że dopiero za siedem minut będzie następny strzał. Siedem minut spokoju… Niedużo, ale zawsze można było gdzieś przebiec. Teraz takich sytuacji chyba nie ma…
(…) Czy nie boi się Pani, że przyjdzie Pani doświadczyć raz jeszcze wojny?
Ja się jakoś nawet wtedy nie bałam. Strach to podobno takie uczucie, że ma się ściśnięty żołądek. Nigdy tego nie doznałam. Teraz więc też się nie boję. Obawiam się tylko naszych zachowań. Szybko okaże się choćby, jak wygląda ta nasza szlachetność. Mam nadzieję, że to się nie skończy na przekonaniu, iż za pomoc należy się zapłata. Jakoś nie wierzę w to wzmożenie moralne Polaków. Myślę, że to raczej chwilowa egzaltacja. Dopiero za jakiś czas zobaczymy, co z tego zostanie. Mam jednak nadzieję, że coś zostanie. I że Ukraina będzie wolna.

Całość rewelacyjnego wywiadu Witolda Beresia i Krzysztofa Burnetki w miesięczniku „Kraków i Świat”:  KLIK

Zdjęcie: Grzegorz Kozakiewicz

1 komentarz:

  1. Ta rozmowa przypomniała mi panią Basię, łączniczkę z Powstania, którą poznałam osobiście. Gdyby jeszcze żyła, bardzo przejęłaby się wojną i losem kobiet w Ukrainie...

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad...

Wczoraj Tadeusz Woźniak, dziś Jerzy Stuhr..

    Poznałam obu panów, pana Wożniaka podczas Ogólnopolskich Spotkani Młodych Autorów i Kompozytorów Smak Myśliborzu w 2004, a pana Stuhra d...