Krystyna
Zachwatowicz-Wajdowa – rocznik 1930, członkini Szarych Szeregów,
sanitariuszka i łączniczka w powstaniu warszawskim – o wojnie w
Ukrainie
(…) Pamiętam początek II wojny bardzo dobrze. Miałam
dziewięć lat. Byliśmy w sierpniu na wakacjach nad Bałtykiem, w naszym
domku w Jastrzębiej Górze. Normalne wakacje. Mówiło się, że może będzie
wojna, ale jednak 1 września był ciosem. I nie pamiętam wcześniej
atmosfery strachu, niepokoju…Może rodzice przy dziecku nie rozmawiali o
tym? Ale to był jednak cios. Pamiętam głównie syreny, bo zaczęły się od
razu naloty. Wyły syreny. Ciągle wyły syreny…
(…) To jest bardzo
dziwne. Usiłowałam sobie niedawno przypomnieć, czy ja się w ogóle bałam.
Bo „niebanie się” jest dowodem jednak jakiejś głupoty. Ale ja się nie
bałam. Tak samo nie pamiętam uczucia strachu w powstaniu. A miałam
czternaście lat, więc nie byłam już dzieckiem.
(…) A jak Pani widzi sceny z Charkowa…
…
to jest Warszawa właśnie. Można to porównać. Niemcy bombardowali miasto
tak samo w 1939 roku. Nie obiekty wojskowe, tylko miasto. Potem tak
samo podczas powstania w 1944 roku. No i nie ma porównania tamtego
uzbrojenia z bronią współczesną. Na przykład w czasie powstania Niemcy
mieli działo, które stało pod Warszawą i z niego wyrzucali co siedem
minut jeden pocisk. Taki pocisk mógł od razu zburzyć pięciopiętrową
kamienicę. Tylko że jak uderzyli, to wiadomo było, że dopiero za siedem
minut będzie następny strzał. Siedem minut spokoju… Niedużo, ale zawsze
można było gdzieś przebiec. Teraz takich sytuacji chyba nie ma…
(…) Czy nie boi się Pani, że przyjdzie Pani doświadczyć raz jeszcze wojny?
Ja
się jakoś nawet wtedy nie bałam. Strach to podobno takie uczucie, że ma
się ściśnięty żołądek. Nigdy tego nie doznałam. Teraz więc też się nie
boję. Obawiam się tylko naszych zachowań. Szybko okaże się choćby, jak
wygląda ta nasza szlachetność. Mam nadzieję, że to się nie skończy na
przekonaniu, iż za pomoc należy się zapłata. Jakoś nie wierzę w to
wzmożenie moralne Polaków. Myślę, że to raczej chwilowa egzaltacja.
Dopiero za jakiś czas zobaczymy, co z tego zostanie. Mam jednak
nadzieję, że coś zostanie. I że Ukraina będzie wolna.
Całość rewelacyjnego wywiadu Witolda Beresia i Krzysztofa Burnetki w miesięczniku „Kraków i Świat”: KLIK
Zdjęcie: Grzegorz Kozakiewicz
Ta rozmowa przypomniała mi panią Basię, łączniczkę z Powstania, którą poznałam osobiście. Gdyby jeszcze żyła, bardzo przejęłaby się wojną i losem kobiet w Ukrainie...
OdpowiedzUsuń