Nie żyje wspaniały aktor i wykonawca piosenki aktorskiej Piotr Machalica, miał 65 lat. Ja pana Piotra zapamiętam ze wspaniałej roli seksuologa doktora Olgierda Pasikonika w komedii z 1989: ”Sztuka kochania” i oczywiście wyśmienitych interpretacji piosenek. Niesamowity głos, a do tego bardzo przystojny mężczyzna, który był jak wino im starszy tym lepszy. A więcej o panu Machalicy dowiecie się z kanału Pauli Rodak na YouTube.
Paula Rodak ”Zaledwie trzy miesiące temu się ożenił - Piotr Machalica” Kanał Pauli na YouTube
”
Łeb róży”-Satanowski Wołek
Piotr Machalica w cudownym, absolutnie mistrzowskim wykonaniu piosenki Brassensa z polskim tekstem Wojciecha Młynarskiego ”Laleczka”.
Zmarła też wybitna aktorka filmowa,
telewizyjna i teatralna Hanna Stankówna, miała 82 lata. Należała
do aktorek charakterystycznych, nawet z malutkiej epizodycznej roli
potrafiła zrobić brylancik. Grała między innymi w: ”Seksmisji”–
Teklę, szefową „Genetix", w ”Komediantce” aktorkę
Kaczkowską, w "Trędowatej", "Wilczycy",
Karierze Nikodema Dyzmy". Wystąpiła w wielu serialach
telewizyjnych i filmach. Wspaniała aktorka, o wyśmienitej dykcji,
bardzo ją lubię. Ogromna strata dla polskiego kina, teatru!O aktorce na portalu Onet
Nie poddała się na emeryturze, wciąż odwiedzając nas na ekranie - Hanna Stankówna O aktorce opowiada Paula Rodak-YouTube Pauli Rodak
Wiersz Wisławy Szymborskiej
w przekładzie Jerzego Lisowskiego.
Fotografie ze spektaklu
Lai znaczy jaśmin - Jerzy Zawiejski
Teatr Polski Warszawa 17 lutego 1962
Lai - Hanna Stankówna
Tan - Stanisław Jasiukiewicz
Zawsze gdy odchodzą wybitne osoby, aktorzy, reżyserzy, ludzie kina, teatru, muzyki, literatury, osoby znane, cenione, jest to ogromną stratą dla kultury. A ci aktorzy pozostaną niezapomniani, byli obdarzeni charyzmą i oczywiście niesamowitym kunsztem aktorskim! Stankówna i Machalica zostaną w naszej pamięci, dzięki stworzonym przez siebie rolom czy to na dużym, małym ekranie, czy też w teatrze.
Simply Red jeden z moich ukochanych zespołów, absolutnie uwielbiam ich piosenki, są doskonałe, oni jako jedni z pierwszych łączyli w swojej twórczości soul, pop,
rocka i muzykę taneczną. Utorowali drogę takim artystom, jak chociażby
Jamiroquai czy M People. Słychać to w singlowym "Shine On", stanowiącym
odę do początku lat 90. Wtedy to bowiem ekipa dowodzona przez Micka
wydawała odnoszące sukcesy single, z których najpopularniejsze to
"Stars" i "Something Got Me Started". Czuję się tutaj klimat funkowej dyskoteki, na której wszyscy świetnie się bawią, panie proszą panów do
tańca, a każdy z nich w trakcie takowego przeżywa swoją drugą młodość. W latach osiemdziesiątych na listach przebojów pojawiła się chyba jedna z najpiękniejszych piosenek tego zespołu romantyczna, nostalgiczna ballada "Holding Back The Years", którą Mick napisał mając siedemnaście lat (grał w tedy w założonym przez siebie zespole Frantic Elevators), dla tego z racji młodego weku niesie ona tak ogromny bagaż emocjonalny. Z jednej strony Hucknall opisuje sytuację, w której mody człowiek zbliża się do wieku, kiedy musi opuścić dom rodzinny i rozpocząć dorosłe życie, z drugiej natomiast wspomina swoje własne trudne dzieciństwo, wychowywał się tylko z ojcem, gdyż matka zostawiła ich, gdy miał trzy latka. Do piosenki zrealizowano piękny i trochę sentymentalny teledysk. Utwór nadal brzmi fantastycznie,można zamknąć oczy i odpłynąć, a obrazy przewijają się jak w kalejdoskopie. Piosenka ma też niesamowity aranż, a głos Hucknala brzmi fantastycznie i buduje niesamowite emocje, tyle w nim smutku. Mick to wyśmienity wokalista, kompozytor i autor tekstów z burzą rudych, kręconych włosów i oczywiście niebywałą charyzmą sceniczną. Każda płyta Simply Red jest doskonała, nie nagrywają słabych utworów, a nawet jeśli nagrają jakiś cover, to jest on dużo lepszy niż oryginał, jak choć by piosenka z 1988 roku"If You Don't Know Me By Now", którą w 1972 roku nagrał Harold Melvin & The Blue Notes.
Simply Red - Holding Back The Years (Symphonica In Rosso)
Simply Red - Holding Back The Years (Official Video)
Wersja Frantic Elevators - Holding Back The Years
Simply Red - If You Don't Know Me By Now (Official Video)
W 2015 roku z okazji 30 zespołu nastąpiła jego reaktywacja i pojawiła się nowa świetna płyta "Big Love". Płyta jest ukłonem w klimaty i stronę brzmień, które wyniosły Micka i spółkę na szczyty list przebojów. Z tego krążka moją ulubioną piosenką jest właśnie tytułowa "Big Love"
Big Love (Live at Ziggo Dome, Amsterdam)
Big Love-wersja płytowa
Na koniec dodam, że Mick Hucknall jest już na takim etapie, że spokojnie może odcinać kupony
od sławy. I rzeczywiście robi to, ale z klasą i na poziomie.
Krystyna Zachwatowicz: Wściekłyśmy się. Jak Kaczyński śmiał wystąpić z Polską Walczącą! Z naszym powstańczym znaczkiem!
30 listopada 2020 r. zostanie
przyznana Nagrody im. Andrzeja Wajdy. Uroczystość jej wręczenia
będzie można obejrzeć na stronie
miasta Kraków.
Donata Subbotko:
Pan Andrzej zawsze się upierał, że Polska należy do Europy, ale
wygląda na to, że może wcale nie. Może z niej wyjdziemy.
Krystyna Zachwatowicz: Ja
nie chcę wyjść, pani też nie. Oni chcą. Zabiorą pani paszport,
nie będzie pani mogła wyjechać na Zachód, ale tak jak zawsze
byliśmy w Europie, tak w niej będziemy.
Ale znowu mamy
swoje „Wesele” – to komedia, która trwa, jak pisał pan
Andrzej przed jego nakręceniem.
– To przekleństwo nie tylko
Polaków, ale też ludzkości. Przy okazji wyborów w Ameryce
niektórzy komentatorzy mówili, że to test na idiotów – bo 70
mln ludzi głosowało na Trumpa. A u nas skąd to poparcie dla Dudy i
PiS? Nie chcę tego komentować – to naprawdę smutna komedia.
Zniknęła też bezinteresowność.
Tadeusz
Kotarbiński pisał, że jak ktoś coś robi dla nagrody, to nie
liczy się jako coś dobrego. Ale
nasza religia na tym jest ufundowana: masz dobrze działać, wtedy
będziesz zbawiony i w niebie. Mnie się to nigdy nie podobało.
Jeżeli robię coś dobrego, to nie dla nagrody, nie dla siebie, bo
to przestaje być szlachetne, staje się cynicznym handlem.
Młodym radziłabym się uczyć,
szukać dobrych nauczycieli. Tylko wtedy mogą zyskać niezależność
myślenia, patrzeć krytycznie na Kościół i na każdą władzę.
Komuna skończyła się 30 lat temu i młodzi niestety nie są
świadomi, czym to grozi. Z filmów Barei i Tyma wiedzą, że to było
straszne, ale też śmieszne. Nie czują tego ciężaru.
Ale to młodzi są
na ulicach. I krzyczą: „Jebać PiS!” na zmianę z:
„Wypierdalać!”.
– Widziałam na tych protestach
dziewczynkę z napisem: „Uprzejmie proszę wypierdalać”, bardzo
mi się podobała. Absolutnie stoję po stronie kobiet i wszystkich
protestujących. Choć jestem wychowana w domu, gdzie się nie klęło.
Nawet na „psiakrew” ojciec bardzo źle reagował. W Piwnicy pod
Baranami też nie używało się takich słów, Krzyś Litwin miał
raz śmieszny tekst: „Majster, kurwa, wbił gwóźdź”, ale tylko
to przekleństwo pamiętam z 20 lat, co też dużo mówi o tym
kabarecie. Mnie się język zepsuł w stanie wojennym, zaczęłam
rzucać „kurwami” okropnie. Teraz mam to samo.
Słowa są już
zakłamane, więc zostały przekleństwa?
– Moja praca w teatrze to były
kontakty częściej z rzemieślnikami, pracownikami technicznymi niż
z aktorami. Nie używaliśmy brzydkich słów, nie było potrzeby.
Więc to nie chodzi o kulturę czy wykształcenie.
To jest wściekłość
wyrażona tak, że już nie mogę nic innego powiedzieć, bo pęknę.
Wszystkie inne słowa są już zużyte. Gdybym miała z 60 lat mniej,
to też bym była na ulicach z tekturką i napisem „wypierdalać”
oczywiście.
À propos języka, w przyszłym
roku Muzeum Manggha robi wystawę o kotach. Przy okazji Fundacja
Kyoto – Kraków organizuje seminarium na temat słowa „zdechnąć”
–
chciałabym,
żeby znikło z naszego języka. Bo to rzeczywiście słowo
dyskryminujące, którym Polacy posługują się, mówiąc o śmierci
zwierząt. Zgodzili się wziąć w tym udział: Olga Tokarczuk, Adam
Wajrak, Dorota Sumińska, Michał Rusinek i japonista prof. Romuald
Huszcza. Język japoński nie rozróżnia śmierci zwierząt i ludzi.
Swoją drogą, stosunek do zwierząt w naszym kraju też się bierze
w dużej mierze z religii.
Krystyna
Zachwatowicz: Andrzej by dziś zrobił ostry film o narodowcach
Dlaczego Nagroda
im. Andrzeja Wajdy jest przyznawana za działalność społeczną, a
nie artystyczną?
– Nie chcieliśmy jako Fundacja
Kyoto – Kraków dawać jeszcze jednej nagrody filmowej. Dla
Andrzeja ważna była także działalność pozafilmowa,
pozateatralna. Trzy lata temu pierwszą nagrodę jego imienia dostał
Jurek
Owsiak za to, co robi dla służby zdrowia. Przyjaźniliśmy się
z nim, na festiwalu Woodstock Andrzej miał wzruszające spotkanie z
młodzieżą, a że to był akurat 1 sierpnia, to i mnie Andrzej
wyciągnął na scenę, pokazał jako żywy eksponat z powstania
warszawskiego. Po Jurku laureatem został Adam
Wajrak za bezinteresowność i walkę o przyrodę. Nawiasem
mówiąc, nas też kiedyś poratował, gdy spadła nam do ogrodu na
Żoliborzu sroka Kasia, zamieszkała z nami pod czujnym okiem trzech
kotów.
W tym roku przyznamy 30 listopada
nagrodę Janeczce Ochojskiej, którą zawsze z Andrzejem
podziwialiśmy. Henryk Woźniakowski wygłosi laudację, ja coś
powiem i Józef Lassota, przewodniczący Rady Fundacji, do tego
specjalnie nagramy księdza Adama Bonieckiego i Grzesia Turnaua.
Uroczystość do obejrzenia będzie niestety tylko wirtualnie – na
stronie miasta Kraków.
Wedle zapisanego w testamencie
życzenia Andrzeja jego prawa autorskie przekazałam Fundacji Kyoto –
Kraków, więc z tych pieniędzy dajemy co roku stypendia siedmiu
młodym reżyserom ze Szkoły Wajdy. A że mieliśmy z Andrzejem dwie
zaprzyjaźnione szkoły podstawowe z małych miejscowości – jedna
w Rudnikach, druga w Lotyniu – to dwóm ich zdolnym absolwentkom
także przyznaliśmy comiesięczne stypendia aż do ukończenia
studiów. W tym roku stypendium dostała też maturzystka z liceum
plastycznego w Nowym Wiśniczu. Chciałabym wszystko tak
uporządkować, zostawić, żeby przez następne lata Fundacja
pomagała również wybranym studentom ukraińskim i białoruskim z
krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Filmy Andrzeja zawsze miały
związek z tym, co się dzieje w kraju. Przez swoją sztukę
brał udział w życiu społecznym, politycznym – w ramach swoich
możliwości.
W PRL nie podpisywał
protestów politycznych, bo nie daliby mu robić filmów, a słusznie
uważał, że jak zrobi film poruszający ważne dla nas tematy,
będzie to miało większą siłę niż jego podpis.
Co by dzisiaj
robił?
– Myślę, że film o
narodowcach. Przed śmiercią żałował, że go nie nakręcił. Może
też dlatego, że już Jerzy Kawalerowicz zrobił film o śmierci
Gabriela Narutowicza w 1922 r. Andrzej by to zrobił ostrzej. Nie
tylko przeciwko nacjonalistom, którzy napadali na Narutowicza, ale
także przeciwko intelektualistom, którzy tę hołotę podpuszczali.
Dla mnie to też sprawa osobista, bo mój dziadek [Witold Chodźko,
ówczesny minister zdrowia] był na otwarciu tej wystawy w Zachęcie,
kiedy zamordowano Narutowicza, a mama spóźniła się na jej
otwarcie. I zawsze powtarzała, że gdyby się nie spóźniła, to
może podbiłaby mordercy rękę. W domu był to rodzaj traumy.
Dzisiaj mi to wszystko wraca, jak
widzę tłumy nacjonalistów na ulicach, których w dodatku chwali
Macierewicz. Byłam przerażona, kiedy wygłosił przed kamerą akt
strzelisty wobec faszystów. Po wyborze Narutowicza na prezydenta z
wielkim przemówieniem przeciwko niemu wystąpił gen. Haller – i
doszło do tragedii. Zamordowanie prezydenta Adamowicza nie wywołało
w PiS żadnego opamiętania. Po śmierci Narutowicza narodowcy też
wciąż rośli w siłę, jak dzisiaj. Tego się boję, zwłaszcza że
popiera ich nie tylko władza, są przecież fetowani na Jasnej
Górze!
Andrzej Wajda i jego żona,
Krystyna Zachwatowicz, podczas 41. festiwalu filmowego w Gdyni.
Wrzesień 2016 JAN RUSEK
O, Jasna Góra na
swoim Twitterze uczciła niedawno rocznicę wizyty u nich Himmlera w
1940 r. A w listopadzie, po tzw. marszu niepodległości, ogłosili,
że miłość to za mało i czas na przemoc.
– Z paulinami jest problem.
Dobrze ich zapamiętałam, gdy protestowali przeciwko pogrzebowi
Miłosza na Skałce.
Dzisiaj na Polskę przedwojenną
patrzę przez pryzmat książek, głównie „Wyprawy w
Dwudziestolecie” Miłosza. Bo to wyprawa w moje dzieciństwo, ale w
świat, którego nie znałam. W którym jest tyle antysemityzmu i
narodowego katolicyzmu, a ONR jest przyjmowany na Jasnej Górze.
Wydawało się, że w tej religii nie ma miejsca na antysemityzm, ale
jest – i to bardzo żywy.
Krystyna
Zachwatowicz: Straszny błąd wolnej Polski
Pisaliście z
panem Andrzejem do bp. Stanisława Dziwisza, żeby nie chować Lecha
Kaczyńskiego na Wawelu. Dzisiaj Dziwisz jest oskarżany o tuszowanie
pedofilii.
– On jest osobiście
odpowiedzialny za pochowanie Kaczyńskiego na Wawelu. Nie mieliśmy
nadziei, że nasz list coś zmieni, napisaliśmy tylko, że to
niedopuszczalne. Mam gorzką satysfakcję, że to, cośmy wtedy
napisali, się sprawdziło – takie decyzje grożą jeszcze większym
podziałem wśród Polaków.
W 1982, w stanie wojennym,
zagraniczny impresario Teatru Starego załatwił nam wyjazd ze
spektaklem do Rzymu. Byłam wtedy w Prymasowskim Komitecie z siedzibą
na Piwnej w Warszawie, pomagaliśmy represjonowanym. Przygotowaliśmy
w Komitecie duży plik dokumentów: kto siedzi, kogo pobili – żeby
to dać papieżowi. Zaryzykowałam, udało się przewieźć, nie
miałam rewizji. W Rzymie poprosiliśmy z Andrzejem Dziwisza jako
sekretarza Jana Pawła II o indywidualną audiencję, bo mamy dla
niego ważne dokumenty. Ale Dziwisz odpowiedział, że nie ma mowy o
spotkaniu z papieżem, bo nie mamy ślubu kościelnego.
Święty człowiek.
Według niektórych brał łapówki za audiencje u papieża.
– Wszystkie te papiery daliśmy
księdzu Adamowi Bonieckiemu, który wtedy był naczelnym
„L’Osservatore Romano”, i on to przekazał papieżowi. A po
latach, po „Panu Tadeuszu”, byliśmy z Andrzejem na takiej
audiencji, już nic nie przeszkadzało.
Za komuny w kościołach często
można było się spotkać, działały komitety szykujące paczki dla
więźniów itd. Kościół nam pomagał. Ale pamiętam też taką
przykrą scenę. W stanie wojennym na konferencję Episkopatu
zjechali do Warszawy biskupi. Zrobiłyśmy w Prymasowskim Komitecie
spisy podzielone na diecezje: kto gdzie siedzi, kto pobity, chory,
potrzebuje pomocy. Poszłam im ten raport rozdać. Siedzę, siedzę,
podjeżdżają limuzyny, czekam, żeby do nich podejść, i wie pani
co? Tylko dwóch biskupów zechciało raport ode mnie wziąć, reszta
mówiła: nie, dziękujemy, nas to nie dotyczy.
Religia w szkołach przez
te ostatnie 30 lat to był straszny błąd wolnej Polski. Dlaczego
katechetów uczyniono równymi nauczycielom?
Zajęcia z religioznawstwa to
potrzebna rzecz: skąd się wzięły religie, dlaczego mają dla
człowieka taką wagę... Ale nauczać religii jak matematyki czy
gramatyki to absurdalne.
Dlaczego w szkołach nie ma zajęć
o Holokauście? To mnie strasznie dręczy, że nie zrobiliśmy tego
przez te lata wolności. Czuję, że coś powinnam tu zrobić, a już
się nie uda. Kiedy byłam kierownikiem katedry scenografii na
krakowskiej ASP, wprowadziłam takie roczne kursy dla studentów,
prowadziłam też rozmowy z Ministerstwem Edukacji, żeby to weszło
obowiązkowo do szkół średnich – ale teraz?
Przy ministrze
edukacji Przemysławie Czarnku, odmawiającym osobom LGBT praw
człowieka, inne programy będą tam czynne.
– Przy nim sobie tego nie
wyobrażam, chyba tylko jako rodzaj tajnego nauczania. Minister
Czarnek ma stalinowskie pomysły edukacyjne – nowe podręczniki ze
słuszną ideologią. To mi przypomina szkołę z początku lat 50.,
z tych lat najgorszych. Ktoś mi przysłał jego wykład w Telewizji
Trwam – wystarczy słowo „katolicki” zamienić na
„marksistowski”, dokładnie ten sam język. W stalinizmie, jak
ktoś powiedział nieodpowiedni dowcip, prezentował inne niż władza
stanowisko światopoglądowe, to mógł trafić do więzienia. Teraz
także zastraszani są wykładowcy, nauczyciele, studenci, uczniowie.
Krystyna
Zachwatowicz: O Kaczyńskim brzydzę się rozmawiać
Pan Andrzej pisał
w stanie wojennym w notatnikach, że otworzyły się możliwości dla
niezdolnych kolegów. Dzisiaj w kulturze podobnie.
– Jeśli pieniądze z
Ministerstwa Kultury miał dostać pan, który napisał „Majteczki
w kropeczki”… No tak, to samo, co wtedy. Właściwie mamy taki
stan wojenny, nie tylko na ulicach, także jeśli się weźmie pod
uwagę te kłamstwa, które nam serwują cały czas.
W 1982 r. Mieczysław
Rakowski mówił, że skoro tzw. elity odwróciły się od nas, to
sobie zrobimy nowe – i co z tego, że będą to zera, ale może to
jest epoka zer, które dodane do siebie stworzą nową wartość. I
zrobili sobie swoje elity. Tak samo Kaczyński ma swoje.
Widziała pani te memy z
wystąpienia Kaczyńskiego, kiedy wzywał kiboli do obrony przed
młodzieżą i kobietami? Dla mnie najlepsze było zestawienie jego z
Jaruzelskim – taki sam sposób mówienia, retoryka, gesty.
Kaczyński
wystąpił ze znaczkiem Polski Walczącej.
– Wściekłam się. Zadzwoniłam
do Ani Trzeciakowskiej, a ona: „Niemożliwe, to na pewno znaczek
PiS”. Zadzwoniła do „Pączka”, czyli do Wandy
Traczyk-Stawskiej. „Pączek” też się wściekła – bo to nasz
znaczek! Napisałyśmy protest, ale co z tego?
Dlaczego go sobie
przypiął? Czym pani, powstaniec warszawski, by to wytłumaczyła?
– Z bezczelności, podpinając
się pod naszą walkę o Polskę. On się boi – ile tych radiowozów
jest koło jego domu!
O Kaczyńskim brzydzę się
rozmawiać. Tak samo jak kiedyś, w stanie wojennym, brzydziliśmy
się rozmawiać o Jaruzelskim. To było kwestią smaku, jak pisał
Herbert. Coś obrzydliwego.
Teraz jestem zrozpaczona, widząc,
że policja zachowuje się jak ZOMO w stanie wojennym – bijąc i
aresztując. Przecież na początku protestów w Warszawie widziałam,
jak policja była oklaskiwana przez protestujących, kiedy przegoniła
chuliganów atakujących demonstrację. Co się stało? Kto dał
rozkaz do bicia?
Krystyna
Zachwatowicz: Dla mnie wszystko trwa już o cztery lata za długo
Mieliście z panem
Andrzejem swoje „późne obowiązki”, jak je nazywaliście. Jakie
obowiązki zostały dla pani?
– Zadbać o Fundację Kyoto –
Kraków, którą powołaliśmy z Andrzejem, gdy w 1987 r. dostał od
Japończyków nagrodę Kyoto. To były wtedy niewyobrażalne
pieniądze – oczywiste było, że nie weźmiemy tego do kieszeni,
nie zbudujemy sobie willi pod Warszawą. Chcieliśmy to przeznaczyć
na coś, co pozostanie w kulturze na stałe. Zbudowaliśmy Muzeum
Manggha z nowoczesnymi pomieszczeniami dla zbiorów japońskich z
Muzeum Narodowego w Krakowie. To wszystko jest pod zarządem
Ministerstwa Kultury. Przy Mangdze powstała szkoła języka
japońskiego za kolejne pieniądze z Japonii, związek zawodowy
kolejarzy wschodniej Japonii kupił od Andrzeja jego rysunki.
Chciałabym Fundację zostawić w takiej kondycji, żeby w
przyszłości ciągle dawała nagrody, stypendia itd. Budujemy też
jej stronę internetową. Zależy mi również, żeby powstała
wreszcie strona internetowa Andrzeja – z jego filmami, spektaklami,
wypowiedziami itd. W jej stworzeniu obiecał mi pomóc prof. Rafał
Syska, który przygotowywał tak świetną zeszłoroczną wystawę
„Wajda” w krakowskim Muzeum Narodowym. Zresztą jest pomysł,
żeby miasto Kraków przejęło od marszałka województwa kino
Kijów, gdzie w podziemiach powstałoby muzeum Andrzeja. Ale czy
miasto znajdzie teraz na to fundusze? W pandemii trudno oczekiwać
pieniędzy na kulturę.
Chyba za dwa lata wyjdą zapiski
Andrzeja prowadzone przez całe jego życie, opracowuje je prof.
Tadeusz Lubelski. Powstanie też o Andrzeju film dokumentalny Marysi
Zmarz-Koczanowicz.
Krystyna Zachwatowicz i Andrzej
Wajda JAKUB OCIEPA
A dla siebie co by
pani jeszcze zrobiła?
– Od lat się staram, żeby w
Krakowie powstało muzeum Olgi Boznańskiej w kamienicy, w której
mieszkała, a która należy do krakowskiej ASP. Obecny rektor jest
przychylny, ale to wymaga przeniesienia jakichś biur. Skandaliczną
decyzją – nie chcę nawet wiedzieć czyją – w pracowni
Boznańskiej poprzednie władze Akademii zrobiły „biuro karier”.
To jakby zaprzeczenie całego życia Boznańskiej! Ta kamienica jest
blisko Pawilonu Józefa Czapskiego, więc kiedyś mogłaby to być
taka ulica artystów. Do Muzeum Czapskiego przenieśliśmy jego pokój
z Paryża, co przyciąga ludzi, chcą wiedzieć, jak on żył, już
nie mówiąc o jego obrazach czy dziennikach. Coś takiego byłoby
też u Boznańskiej, bo jej meble są w magazynie Muzeum Narodowego.
Nawiasem mówiąc, Mikołaj Rogoziński zrobił teraz piękną
wystawę Czapskiego w Szwajcarii. Bardzo żałuję, że nie mogę jej
zobaczyć.
W tym roku
obchodziła pani 90. urodziny. Jak sobie pani radzi w tej pandemii?
– Co do spraw codziennych – już
się tak rozpuściłam, że nie chodzę po zakupy nawet w godzinach
dla emerytów, wszystko teraz można zamówić internetowo. Do głowy
mi nie przychodzi gotować dla siebie, poza makaronem od czasu do
czasu, ale nie chcę zrobić nikomu kłopotu i umrzeć z głodu, i
mam wielu serdecznych przyjaciół, którzy przecież do tego by nie
dopuścili. Mieszkam sama z naszym kotem Duszką, mam mały ogródek,
Andrzej lubił w nim pracować.
W tej chwili, szczerze mówiąc,
dla mnie wszystko trwa już o cztery lata za długo. No, ale stawiam
przed sobą jeszcze te zadania, to mnie trzyma.
Krystyna Zachwatowicz i Andrzej Wajda-foto Jakub Ociepa
A dla siebie co by
pani jeszcze zrobiła?
– Od lat się staram, żeby w
Krakowie powstało muzeum Olgi Boznańskiej w kamienicy, w której
mieszkała, a która należy do krakowskiej ASP. Obecny rektor jest
przychylny, ale to wymaga przeniesienia jakichś biur. Skandaliczną
decyzją – nie chcę nawet wiedzieć czyją – w pracowni
Boznańskiej poprzednie władze Akademii zrobiły „biuro karier”.
To jakby zaprzeczenie całego życia Boznańskiej! Ta kamienica jest
blisko Pawilonu Józefa Czapskiego, więc kiedyś mogłaby to być
taka ulica artystów. Do Muzeum Czapskiego przenieśliśmy jego pokój
z Paryża, co przyciąga ludzi, chcą wiedzieć, jak on żył, już
nie mówiąc o jego obrazach czy dziennikach. Coś takiego byłoby
też u Boznańskiej, bo jej meble są w magazynie Muzeum Narodowego.
Nawiasem mówiąc, Mikołaj Rogoziński zrobił teraz piękną
wystawę Czapskiego w Szwajcarii. Bardzo żałuję, że nie mogę jej
zobaczyć.
W tym roku
obchodziła pani 90. urodziny. Jak sobie pani radzi w tej pandemii?
– Co do spraw codziennych – już
się tak rozpuściłam, że nie chodzę po zakupy nawet w godzinach
dla emerytów, wszystko teraz można zamówić internetowo. Do głowy
mi nie przychodzi gotować dla siebie, poza makaronem od czasu do
czasu, ale nie chcę zrobić nikomu kłopotu i umrzeć z głodu, i
mam wielu serdecznych przyjaciół, którzy przecież do tego by nie
dopuścili. Mieszkam sama z naszym kotem Duszką, mam mały ogródek,
Andrzej lubił w nim pracować.
W tej chwili, szczerze mówiąc,
dla mnie wszystko trwa już o cztery lata za długo. No, ale stawiam
przed sobą jeszcze te zadania, to mnie trzyma.
Krystyna Zachwatowicz-Wajda
– ur. w 1930 r., scenograf filmowa i teatralna, aktorka.
Zrealizowała ponad 150 scenografii. Przez ponad 20 lat występowała
w Piwnicy pod Baranami. Od 1975 r. była żoną Andrzeja Wajdy,
którego filmy i spektakle współtworzyła. Grała w jego filmach:
„Człowiek z marmuru”, „Panny z Wilka”, „Kronika wypadków
miłosnych”, „Korczak”, „Katyń”. Wraz z nim była
fundatorem Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha” w
Krakowie i sekretarzem Fundacji Kyoto – Kraków. Walczyła w
powstaniu warszawskim (pseud. „Czyżyk”). W stanie wojennym
działała w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym
Wolności i ich Rodzinom. Odznaczona m.in. Krzyżem Kawalerskim
Orderu Odrodzenia Polski. We wrześniu otrzymała medal „Za mądrość
obywatelską” miesięcznika „Kraków”